Naszą Drogę Mleczną rozpoczęłam ponad 9 lat temu wraz z moją pierwszą córką. Jako że urodziła się ze słuszną wagą 5100g to apetyt miała stosowny do wagi! Nie było łatwo – jadła długo, każde karmienie 50 minut co 2h, mało efektywnie, przysypiała, nie tyła, do tego dieta bardzo restrykcyjna, bo córka okazała się silnym alergikiem, ale poznałyśmy się lepiej, intensywnie pracowałam nad zwiększeniem ilości mleka, z pomocą przyszła mi zaprzyjaźniona położna – doradca laktacyjny i udało się! Karmiłam ją piersią dokładnie 13 miesięcy kiedy to z przyczyn zdrowotnych musiałam nagle odstawić ją od piersi i to był chyba idealny moment, bo ona jakby nie zauważyła, że czegoś jej brakuje. Ja to troszkę przeżyłam, ale szybko się pogodziłam, bo wiedziałam, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze będę karmić pachnącego maluszka…

I tak też się stało 5 lat później urodziłam synka. Mojego okruszka-wcześniaczka malusiego. Owszem nie ważył jakoś bardzo mało (2890g), ale po doświadczeniach z córką był mi taki maniuni. On od samego początku wiedział do czego kobiecie służą piersi ;) W zasadzie żadnych problemów nie mieliśmy z karmieniem - ładnie przybierał na wadze, jadł szybciutko (7 minut i kolejne 2 minuty dla przyjemności). Czy to kwestia mojego doświadczenia, czy może innego temperamentu dziecka – nie wiem. Może jednego i drugiego. Synka karmiłam pięknych 20 miesięcy.

Myślałam, że nie będzie mi dane już więcej tego przeżyć, aż po kolejnych 3 latach niespodzianka! Wtedy zostałam mamą po raz trzeci. Córcia podobnie jak jej starszy brat od początku nie miała problemu z ssaniem piersi. Urodzona o czasie z większą wagą (3180g) nie tyła tak szybko – owszem, ale ona tak ma. Moja drobinka obecnie ma 9 miesięcy i zamierzamy się karmić jeszcze przynajmniej do przyszłego lata…

Jestem mamą trójki dzieci, karmienie każdego z nich wyglądało nieco inaczej, inne efekty dawało, a wydawałoby się, że z tych samych piersi karmienie będzie wyglądało tak samo. Ale karmienie to współpraca dwojga ludzi na poziomie nie tylko fizycznym! Cudowny czas, który będę zawsze wspominać z sentymentem…

Śmieję się, że jestem zbyt leniwa na karmienie butelką, bo nie dość, że trzeba o niej pamiętać jak się wychodzi gdziekolwiek, jak się pobyt poza domem niespodziewanie przedłuży (a ja należę do aktywnych mam) to stresujące jest jak dziecko nakarmić, no i dla mnie najtrudniejsze – wyjście spod kołdry nocą celem zrobienia mleka… Chyba łatwiejsza dla mnie była dla mnie mimo wszystko walka o mleko, która nie trwała wieki całe. Nawet kryzysy były przejściowe… Że uwiązanie… ja od zawsze wszędzie brałam ze sobą dzieci i nie było to dla mnie problemem. Wręcz nie lubiłam prosić innych o pomoc kiedy mogłam sobie sama poradzić, bo moje dzieci-moja odpowiedzialność… A one bardzo na tym korzystają – uczą się życia, uczą się świata, uczą się zaradności itd.

Z drugiej strony rozumiem (choć zajęło mi to trochę czasu), że każdy z nas jest indywidualny, wyjątkowy i ma prawo do swoich odczuć, które nie zawsze jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić. I o ile dla mnie karmienie piersią jest sprawą oczywistą, naturalną, daje mi poczucie spełnienia, powoduje, że jestem dla moich dzieci jedyna i nikt nie jest w stanie mnie zastąpić (trochę strasznie to brzmi), to dla niektórych staje się więzieniem, wręcz czują dyskomfort psychiczny podczas przystawiania ssaka (to było mi najtrudniej zrozumieć), a niepowodzenia laktacyjne wywołują ogromne wyrzuty sumienia, że nie daje się dziecku wszystkiego co najlepsze. A przecież szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko…  I to jest chyba najważniejsze! Mnie szczęście daje moja rodzina, moje dzieci, możliwość pokazywania im świata, wychowywanie tak by byli szczęśliwymi ludźmi, potrafili odnaleźć się w różnych sytuacjach, szli przez życie swoją własną drogą… Robię to tak jak mi serce podpowiada, jak rozum dyktuje, a jednym z moich darów jest karmienie piersią!

#breastfeeding #lovelyvedding #fotografianoworodkowa #loopart #baby #dziecko #karmieniepiersia #themilkyway

 

Comment